środa, 3 grudnia 2008

Czyja zasługa?

W pewnej firmie, ludzie mało zarabiali i zaczęli prosić swojego managera o podwyżki. Manager miał świadomość, że w tym miesiącu na podwyżki nie ma szans. Kiepsko też wyglądają perspektywy na przyszłe miesiące, ale ponieważ jest jeszcze czas, żeby te perspektywy polepszyć, obiecał pracownikom, że spełni ich prośby. Miał nadzieję, że jakoś będą w stanie poukładać finanse i realizacja podwyżek nie wpłynie negatywnie na budżet firmy. Poszedł z wnioskiem do zarządu. Zarząd miał przeczucie, że do czasu realizacji podwyżek straci swój mandat, więc nie bacząc na skutki zgodził się na wniosek managera.

Zarząd tak jak przeczuwał, tak stracił mandat, a manager odszedł nie zostawiając planu zmiany finansów tak, aby podwyżki były realne. Nowy zarząd został powołany i stanął przed problemem, jak zrealizować obiecane przez poprzednika podwyżki, nie psując przy tym procesu inwestycyjnego oraz odpowiadając na zapotrzebowania bieżące. Rozwiązanie tego problemu nie było proste, ale nowy zarząd zdecydował utrzymać w mocy podwyżki, koniecznych cięć dokonując w dziale personalnym firmy, oraz ograniczając wydatki na nowy sprzęt. Mieli w świadomości, że jeśli podwyżek nie zrealizują teraz, w późniejszym czasie prezes nie zgodzi się na nie, a siłę mieli za małą na przeprowadzenie zmian pomimo sprzeciwu prezesa.

I tak się teraz zastanawiam. Czyją zasługą są zrealizowane podwyżki? Ekipy, która nieodpowiedzialnie je zaplanowała, czy tej, która w poczuciu konieczności zmieniła priorytety finansowe, aby zagwarantować środki na spełnienie zobowiązań podjętych przez poprzedników?

Na koniec dodam tylko, że historia nie opisuje żadnych podwyżek, ale rzeczywistość obniżania podatków przez poprzednią ekipę rządową i realizację tego projektu przez obecną.

8 komentarzy:

Kuba Rozkwitalski pisze...

Trudno mi się zgodzić z tym komentarzem. Przynajmniej w ogólnym wypadku.

Po pierwsze - skąd wniosek ze za poprzedniego rządu "nie było szans" na podwyżki? Skoro nowemu udało się ułożyć finanse tak aby to było możliwe, to staremu też mogło.

Piszesz, że manager odszedł nie zostawiając planu zmiany. O ile pamietam wybory były w 2007, a nowy podatek wchodzi w 2009...
Poza tym przecież przygotowali budżety na 2007 i 2008 uwzględniające obniżke składki rentowej (porównywalne obciążenie budżetu jak obniżka PIT).

Grzegorz Raźny pisze...

Skoro staremu też "mogło się udać", to dlaczego tą zmianę zrobili dopiero na rok 2009?

Poza tym mówienie o 2007 roku jako roku wyborów, a o roku 2009 jako o roku zmiany wysokości podatków, jest mylące, bo sugeruje 2 lata czasu na przygotowanie się do tego. Tymczasem wybory były w końcu 2007 roku, gdy trzeba było zajmować się budżetem na 2008, więc tak naprawdę czasu był tylko rok. Moim zdaniem wprowadzenie takich zmian wymagało szerszej perspektywy, jak to sfinansować, bo zakładanie w takiej perspektywie wysokiego wzrostu PKB i nadzieja, że jakoś to będzie jest podejściem nieodpowiedzialnym. Gdy był wysoki wzrost, trzeba było ciąć wydatki a nie rozpychać administrację.

Uwzględnienie jednego obciążenia w budżecie, to chyba trochę mniejszy problem niż uwzględnienie dwóch takich samych obciążeń. Tak czy inaczej, to ten rząd musiał kombinować jak to wszystko sensownie poukładać. Poza tym, poprzedni rząd mógł bezpiecznie planować budżet w oparciu o wysoki wzrost PKB. Obecny tego zrobić nie może.

A tak ogólniej, to czy nie wydaje Ci się bardzo łatwe przegłosować ustawę obniżającą podatki na jakiś czas w przyszłości? Nie powoduje to dla uchwalającego żadnych konsekwencji i podoba się społeczeństwu. A skutkami niech się martwi przyszły rząd.

Kuba Rozkwitalski pisze...

Dlaczego zmiane zrobili dopiero w 2009? To proste
VII 2007 - I obnizka rent
I 2008 - II obnizka rent
I 2009 - obnizka podatkow

Nie mozna wszystkiego naraz zrobic.

Akurat trudno sie przyczepic ze nie zrobili tego w szerszej perspektywie - przeciez wlasnie stopniowanie obnizek danin i wykorzystanie do tego w miare pewnego wzrostu PKB z lat 2007-2009 (przypominam ze prawie nikomu sie nie snil credit crunch) jest racjonalne i odpowiedzialne. Ustawili tez deficyt na 30 mld - mozna bylo ambitniej, ale i tak duzo lepiej niz wczesniej.

Co do uwzglednienia jednego a dwoch obciazen w budzecie - sugerujesz zeby zrobili odwrotnie - w 2007 obnizyli dwa razy a w 2009 podwyzszyli podatki? :)

Przede wszystkim - nie wiem na jakiej podstawie twierdzisz, ze mieli duze szanse nie rzadzic w 2009, w trakcie uchwalania PIT?

Rozwiazali parlament dlatego, ze nie mogli rzadzic z przystawkami, teraz sie mowi, ze PO zrezygnuje bo nie moze rzadzic z prezydentem - czy jesli tak sie stanie to oznacza, ze wszystkie (jesli takie sa) trudne ustawy uchwalane przez PO uchwalane sa z ta intencja o ktorej piszesz?

Grzegorz Raźny pisze...

No ale I 2009, to już nie jest tamten rząd tylko ten. Czy zaplanowanie komuś roboty nad jakąś reformą to jest zasługa ekipy która planuje, czy tej, która robi tę robotę.

Ja nie zaprzeczam sukcesowi poprzedniego rządu przy obniżeniu składek. Jednak uważam, że zaplanowanie komuś roboty nad budżetem to nie jest zasługa.

Myślę, że poprzednia ekipa miała pełną świadomość tego, że do 2009 roku koalicja poprostu nie przetrwa, a więc sejm nie będzie mógł uchwalić budżetu. Wybacz, ale stabilność tamtej koalicji była delikatnie mówiąc wątpliwa. Tę ekipę, której faktycznie trudno jest rządzić wspólnie z prezydentem, różni od poprzedniej to, że ma wystarczającą siłę, by uchwalać budżet.

Kuba Rozkwitalski pisze...

Ale tamta koalicja nie rozpadla sie - to PiS zdecydowal o wyborach - w nadzieji ze bedzie miec 50%. Teraz PO moze chciec miec 60%. Czy to znaczy ze nie powinna uchwalac czegokolwiek? Przeciez kazde prawo to zobowiazanie (niekoniecznie finansowe, takze organizacyjne - szpitale, szesciolatki, drogi, etc.) - czy jesli za 5 lat za innego rzadu bedzie wreszcie dodatkowe 300km autostrad zbudowanych dzieki ustawom tego rzadu, ale wykonaniu i koordynacji przyszlego, to czyja to bedzie zasluga?

Odpowiadajac - wg mnie w miare rowna, ale trzeba brac pod uwage, ze nie powiesz B jak ten ktos wczesniej nie powiedzial A.

Tym bardziej ze teraz A nie daloby sie powiedziec (Prezydent, SLD i PiS bylyby przeciw). Pozostaje wiec cieszyc sie z obnizki i dziekowac PiSowi i PO (ktore afair wtedy glosowalo tez ZA).

Grzegorz Raźny pisze...

No tak. Chciałem tym postem przeciwstawić się Twojej interpretacji wyniku 2:0 dla PiS. Nie da się tego sukcesu przypisać tylko poprzedniej ekipie. Zgadzam się w 100%, że nie dałoby się teraz tego wprowadzić, więc świetnie, że zrobiła to poprzednia ekipa.

Z drugiej strony, ironiczne jest, że obaj nie wierzymy, że teraz by się to udało, nawet z tym samym projektem.

Kuba Rozkwitalski pisze...

Dobra, podjalem sie tego zadania - przeczytalem i porownalem (na tyle na ile to mozliwe w ciagu jednej godziny) ustawy budzetowe na 2008 i 2009.

Spostrzezenia:
1) najwieksze "oszczednosci" to:
a) 3mld mniej na rozwoj wsi i regionalny - pewnie efekt slabej zlotowki z unijnych funduszy + wiekszego udzialu unii, a mniejszego budzetu, w doplatach
b) ~5mld mniej na ZUS a w szczegolnosci:
~3mld mniej na pomostowki
~3mld mniej na dotacje - efekt wzrostu gospodarczego i wiekszych skladek od pracujacych

2) wzrosty wydatkow:
a) obsluga dlugu +5mld - ogolny wzrost dlugu + wysokie stopy procentowe - niezalezne od rzadzacych
b) +5mld na subwencje dla samorzadow
c) +1.3mld KRUS

Reszta to drobiazgi w porownaniu do tych kwot. Generalnie urzedy i administracja dostaja wiecej (tylko kilka wyjatkow). Nie duzo wiecej, ale wiecej.

Ogolnie moje wnioski dot. wydatkow:
a) nie ma duzych wzrostow nie liczac KRUS i samorzadow; to dosc dobrze
b) bez specjalnych ciec, likwidacji urzedow i funduszy. warto wspomniec ze kilka zewnetrznych funduszy/agencji troche obcieli
c) likwidacja pomostowek to spory zysk

Czyli nie tragicznie, ale bez rewelacji. Ja tu nie widze wielkiego wysilku i osiagniec rzadzacych w zakresie redukcji wydatkow.

Spojrzmy na druga strone budzetu. Dochody podatkowe i niepodatkowe + srodki z Unii. W skrocie bylo 263 jest 286. Czyli o 23mld dochodow wiecej. Okolo 8.5% wiecej niz w zeszlym roku.

Ja sie pytam - gdzie sa te pieniadze????
I wyglada na to ze odpowiedz to "rozplynely sie".

A najsmiesniejsze jest ze to zwiekszenie wplywow podatkowych o 23mld juz po "wielkiej obnizce podatkow"!

Grzegorz Raźny pisze...

Kotwica na wydatkach nie polega na ich zmniejszaniu, ale na ograniczaniu ich wzrostu. Trzeba przecież pamiętać, że mamy chociażby inflację, która w oczywisty sposób zwiększa wydatki. Chodzi tylko o to, żeby wzrost wydatków był mniejszy niż wzrost dochodów. To przecież wystarczy aby w końcu powstała perspektywa zrównoważenia budżetu.

Jeśli bierzemy pod uwagę niższy wzrost PKB, do większe ograniczenie deficytu, w mojej opinii jest sukcesem.

Dochody z podatków oczywiście, że są większe. Skoro porównywałeś te ustawy, to pewnie zauważyłeś jak nikłym procentem dochodów są dochody z PITu. A zmniejszenie PITu daje uzasadnione przesłanki do podwyższenia szacunku dochodów z VATu i akcyzy. Swoją drogą sam dochód z PITu również jest większy po jego obniżeniu.

Co sie stało z 23mld złotych? Zostały przeznaczone na wzrost wydatków, który po prostu musi być. Dowodem na sensowne rozplanowanie budżetu jest obniżony deficyt z 28 do 18mld złotych.

Jasne. Możesz powiedzieć, że poprzedni budżet faktycznie zostawił deficyt ca 20mld, ale liczby, które tu przytoczyłeś nie dotyczą realizacji budżetu, a planu. Jeśli porównać tylko plan na 2009 do realizacji 2008 to po stronie dochodów nie będzie różnicy 23 mld, tylko odpowiednio mniej.